Ułatwienia dostępu

FILM / MOVIE ABOUT THE FESTIVAL

Wprawdzie 9. edycja Międzynarodowego Festiwalu Szkół Lalkarskich należy już do przeszłości, ale chętnie wracamy pamięcią do gorących, czerwcowych dni, wypełnionych sztuką lalkarską, spotkaniami ze świetnymi ludźmi i niezwykłą atmosfera teatralnego święta. Dobrą okazją do tego jest film – reportaż zrealizowany przez Bartosza Tryznę, opowiadający w zwięzłej formie o tym, co się zdarzyło w trakcie Festiwalu; o tym, jak pięknie można się różnić i wciąż spotykać – na scenie, za kulisami, podczas takich wydarzeń jak nasz Festiwal.

Miłego oglądania!

Although the 9th edition of the International Festival of Puppetry Schools is already a thing of the past, in the memory we still return to the hot June days filled with puppetry art, meetings with great people and the extraordinary atmosphere of a theatrical feast. A good opportunity to do this is a film – a reportage made by Bartosz Tryzna, describing in a concise form what has happened during the Festival; about how beautifully we can differ and still meet – on stages, behind them, during events such as our Festival.

Enjoy!

DZIEŃ PIĄTY / FIFTH DAY

KLASYKA WIECZNIE ŻYWA
Idziesz ulicą i nagle twoją uwagę przykuwa mała czerwononosa pacynka z żabim głosem. Podchodzisz bliżej aby zobaczyć parawanowy teatrzyk lalkowy bazujący na spontaniczności i folklorze. Państwowy Instytut Teatralny w Nowosybirsku pokazał nam jedną z najdawniejszych forma teatru lalek, a mianowicie teatr rękawiczkowego bohatera popularnego, sięgający swymi korzeniami XVIII wieku.

Pietruszka – rasowy rozbójnik awanturujący się razem ze swoim największym argumentem, czyli drewnianą pałka, przemierzając świat spotyka i zabija wszystkich na swojej drodze. Byłem świadkiem wciągającej ludowej farsy przeniesionej z rosyjskich ulic, placów i skwerów sprzed dwóch stuleci. Aktorzy połączyli tradycyjny teatr pacynkowy ze współczesnością, parodiując przy okazji elementy innych spektakli festiwalu np. motyw głupich malinek z pokazu „Przebiegłego lisa” studentów z Kijowa. Bezczelny i zawadiacki bohater bawił utrzymując nieprzerwanie uwagę widza, a aktorzy wykorzystywali publikę do rozwiązywania jego problemów. Mimo, że spektakl grany był w języki rosyjskim, artyści co chwila podrzucali słowa-klucze w języku polskim, co pomagało w zrozumieniu akcji. Choć postać Pietruszki ma już swoje lata, i wydawać by się mogło, że estetyka pokazu niekoniecznie odpowiada naszym dzisiejszym gustom, to jednak lekka i farsowa forma się obroniła, a jej rubaszny żart wciąż wywoływał uśmiech na twarzach publiczności. To była ostatnia prezentacja w nurcie pokazów studenckich. Dobra pointa całego Festiwalu
Oliwer Witek

WSPÓŁCZESNA KOBIETA
„Ja dostaję opierdol, tracę pracę, zalegam z czynszem, a ty śpisz” powiedział Kopciuszek do Śpiącej Królewny. Spotkał ją w lesie, leżącą w trumnie. Ze sceny padły słowa, że sytuacja wygląda tak, jakby została wyjęta ze szwedzkiego kryminału. Czy „Pobudka” to kolejna bajka dla małych dziewczynek? Zdecydowanie nie. To historia o rzeczywistości wtłoczona w baśniowy las, w którym telefon komórkowy nie ma zasięgu, są za to bohaterowie z naszych ulubionych opowiadań.

Natalia Sakowicz w autorskim spektaklu zmierzyła się z często dziś poruszanym tematem feminizmu i pozycji kobiety we współczesnym świecie. Kim jest dzisiaj księżniczka? Kobietą, lalką, matką, nienarodzoną córką, aktorką, obiektem pożądania, a może wszystkim naraz?

Kopciuszek nie pędził na bal, lecz na rozmowę o pracę. Kiedyś spotkanie z księciem miało za zadanie polepszyć pozycję społeczną młodej dziewczyny. W tej bajce nie było jednak księcia. Jego miejsce zajął szef, dla którego młoda aktorka musiała się ładnie ubrać, umalować, uczesać i najlepiej pokazać dekolt i nogi. Głowa manekina spytała publiczność, co sądzi o wyglądzie skromnej Natalii Sakowicz ubranej w czarny golf. Choć nikt z widowni nie miał odwagi się odezwać, to na co dzień ludzie nie boją się krytykować wyglądu innych. Taki jest świat. „Wszystkie kobiety muszą się uśmiechać! Śpiąca nawet śpi w uśmiechu”. Długie blond włosy, różowa bufiasta sukienka, śnieżnobiała cera. Czy to nadal archetyp piękności? Czy małe dziewczynki dalej kochają Królewny i chcą być takie jak one?
Najmłodsza i najbardziej niewinna postać to Czerwony Kapturek ukazany jako mała lalka stolikowa. Przed sobą ma całe życie, jest jak czyste jeszcze płótno, zabawka, którą można łatwo manipulować. Pełna zaufania trafia w łapy groźnego Wilka, jedynej samczej postaci, która pojawiła się w spektaklu. W futrzastej masce i rękawicach zakończonych pazurami był nie tylko pedofilem, ale też amatorem kobiecych kształtów atrakcyjnego półmanekina, erotycznie wijącego się w klatce.

W bajce nie mogło zabraknąć też Baby Jagi. Współczesna jest po prostu zgorzkniałą starszą kobietą, która wybrała karierę, a nie macierzyństwo – i ta scena pokazała nowe spojrzenie na temat feminizmu. Z jednej strony kpiła z „młodych saren” biegających po lesie w rytm piosenki „Oops!… I did it Again” popularnej amerykańskiej wokalistki, z drugiej doceniała fakt, że każda dziewczyna jest inna. „Jedna lubi paski, druga kropki, inna karate i to jest dobre. Każdy z nas ma przecież takie samo prawo słuchać Britney Spears, Pink Floydów, Bacha, czy Tiny Turner”. I niech właśnie to zostanie z nami po obejrzeniu Pobudki. Każda z nas jest inna, każda jest piękna i każdy ma wpływ na swoje ciało i życie.
Karolina Pawłoś

OGIEŃ W GŁOWIE, OGIEŃ W TRZEWIACH
Jako ostatni punkt festiwalu zamiast fajerwerków, oglądaliśmy petardę sceniczną – „Popioły­” grupy Plexus Polaire. Reżyserka, Yngvid Aspeli, zbudowała poetycki, poruszający spektakl, wykorzystując powieść Gaute’a Heivolla o norweskim podpalaczu. Historia przybrała wymiar uniwersalny, a może nawet metafizyczny, bo byliśmy świadkami próby odpowiedzi na pytanie – jak w każdym z nas rezonują osobiste demony? I czym one są – nieodłącznym elementem nas samych czy duchem, którego jesteśmy w stanie przegnać?

Wilk, który był potężnych rozmiarów lalkową formą, nieustannie czaił się w ciemności. Gdy decydował się wyjść, wyłaniały się jego ogromne, z długimi pazurami łapy, a wgłębienia w masce podkreślał cienki snop światła. Zaatakował Daga, podpalacza, gdy zadano pytanie – „Kogo widzi się, gdy widzi się siebie?”. Uosabiał zatem postać Daga oraz demona pchającego go ku zadawaniu śmierci i samodestrukcji. Wilk nie jedyny nawiedzał postać. Były też duchy ofiar, które (jak on sam) w Popiołach przedstawiono jako manekiny – choć w pierwszej części spektaklu postaci były stolikówkami. Formy te zostały wykonane tak realistycznie, że w pierwszej chwili można mieć wątpliwość, czy nie są żywymi aktorami. Ofiary wychodziły z mroku i znikały tak szybko, jak kolejne ulatujące myśli czy wspomnienia. Dag siedział w fotelu (obok stał czerwony kanister z benzyną) i bacznie przyglądał się zjawom. Jego spojrzenie przebijało mrok i ogarniało całą widownię. Historia „Popiołów” powoli układała się w całość.

Prowadzenie głównej nici narracyjnej przypadło pisarzowi. W tym samym roku, kiedy przyszedł na świat, doszło do serii podpaleń. Dla jego najbliższych, pożar stał się narzędziem do opisywania zastanej rzeczywistości – tam była kiedyś stodoła, gdzie indziej dom. Śledziliśmy, jak w trakcie pracy pisarz wgłębiał się w swoje wspomnienia, jak coraz bardziej analizował własne postępowanie, pęd ku samozagładzie – zamierzone niezdanie egzaminów, alkoholizm, okłamywanie ukochanego ojca. Ostatecznie wnikając w swoją tkankę myślową i sposób myślenia piromana, zaczął się z nim utożsamiać. Widać to było w scenie walki, gdy oboje ściśle ze sobą połączeni, toczyli zaciekły bój na podłodze. Lecz pisarz tę walkę przegrywa, a Dag przejmuje nad nim kontrolę.

Spektakl Plexus Polaire jest arcydziełem technicznym, nie ma tu miejsca na pomyłki czy niedopracowane szczegóły. Ten perfekcjonizm przejawia się we wszystkich elementach pokazu, lalkach i pomysłach na ich animację. Manekiny stały się duchami, wspomnieniami wypełzającymi co chwila z mroku. Z kolei lalki stolikowe – wprowadzane w bardzo prosty, ale pomysłowy sposób – wyobrażały pozostałe postaci pojawiające się w powieści. Między sceną a widownią rozwieszono dodatkowo przezroczystą tkaninę, na której wyświetlano teksty-komentarze. Napisy w połączeniu z pojedynczymi sekwencjami okazały się być idealnym zabiegiem pozwalającym scalić przewijające się wątki – ukonstytuować miejsce akcji, wrócić do poprzedniego wydarzenia, czy też wprowadzić kolejne poziomy narracji.

„Popioły” są spektaklem, który nie pozwala o sobie łatwo zapomnieć. Jego uniwersalny wymiar powoduje, że nie jesteśmy w stanie odpędzić się od kolejnych, zadawanych sobie pytań.
Aleksandra Sidor

CLASSICS – ALWAYS ALIVE

You walk the street and suddenly your attention is caught by a little red-nosed hand puppet with a froggy voice. You go closer in order to watch a screen puppet theatre basing on spontaneity and folklore. Novosibirsk State Theatre Institute presented one of the oldest forms of puppet theatre, that is a popular character known from the XVIII century.

Petrushka – a robber arguing together with his greatest argument – a wooden stick. While wandering through the world, he kills everybody he meets on his way. I witnessed an indulging folk farce transferred from Russian streets and squares of the XVIII century to our modern reality. The actors linked traditional hand puppet theatre with contemporaneity and also impersonated the elements of other performances from the festival, e.g. the motif of stupid raspberries from the presentation of „The Tricky Fox” of the students from Kyiv. Arrogant and cheeky character amused the public by drawing their attention all the time, and the actors used the spectators to help them by solving Petrushka’s problems. And in spite of the fact that the performance was played in Russian language, the artists used Polish key-words to help us understand the gist of action. And although the character of Petruschka is quite old, and it might seem that its aesthetics does not satisfy our modern tastes, it actually defends itself in this farce-like and light convention and its crude humor evoked laughter among the audience. It was the last presentation prepared by the students. Good finale of the whole Festival.
Oliwer Witek

CONTEMPORARY WOMAN

”I am ballocked, I lose a job, I can’t pay the rent, and you just sleep” said a Cinderella to the Sleeping Beauty. They met in the woods, and the Sleeping Beauty was lying in the coffin. The words coming from the scene sounded as if they were taken from the Swedish crime story. Is „Rise and Shine” another fairy tale for girls? Certainly not. This is a story from reality transferred into a fairy forest, where a mobile phone does not work, but the characters from our favorite tales appear.

Natalia Sakowicz in her author performance tried to face with the theme of feminism and the position of a woman in a modern world. Who is a princes today? A woman, a puppet, a mother, an unborn daughter, an actress, the object of desire, or everything at once?

Cinderella did not haste to a ball, but rather a job review. Once upon a time, the meeting with a prince was to improve young girl’s social position. However, in this story, there is no prince. He was replaced with a boss, for whom a young actress had to dress nicely, have her makeup and hair done, and show cleavage and legs. The mannequin’s head asked spectators, what they think about the looks of Natalia Sakowicz herself, dressed in black golf. Although nobody had the courage to answer her question, people usually are not afraid to criticize others’ looks in ever-day relations. It is just the world. “Every woman has to smile! Even the Sleeping Beauty smiles during her sleep. Long blond hair, pink dress, snow-white skin. Is it still an archetype of beauty? Do little girls still love Princesses and want to be alike?

The youngest and most innocent character is Little Red Riding Hood presented as a little table puppet. She has all her life in front of her, she is as innocent as blank paper, a toy that is easily manipulated. She looks trustfully at the angry Wolf, the sole male character of the performance. In a mask and gloves ended with claws, he is not only a pedophile, but also an amateur of female shapes of an attractive mannequin, erotically moving in a cage.
There is also a Baba Yaga in this fairy tale. In this modern version, she is a bitter elderly lady who chose career instead of motherhood – and this scene showed a new look at the theme of feminism. On one hand it mocked “young does” running through the woods in a rhythm of “Oops!… I did it again” song of a popular American singer, on the other hand it appreciated the fact that every girl is different.“ One likes dots, the other stripes, or karate and this is good. Each of us has the right to listen to Britney Spears, Pink Floyd, Bach or Tina Turner.” And this fact should stay with us after this performance. Each of us is different, each of us is beautiful and independently influences her own body and life.
Karolina Pawłoś

FIRE IN THE HEAD, FIRE IN THE INTERNALS
Instead of fireworks at the end of the Festival, we received a real theatrical bomb – „Ashes” of Plexus Polaire Group. The director, Yngvid Aspeli, created a poetic, moving performance inspired by the novel written by Gaute Heivoll telling a story of Norwegian arsonist. The story has a universal character, or perhaps even a metaphysical one, because we were witnesses of the attempt to answer the question – how our personal demons resonate in us? And what are they – an indispensable element of ourselves or a ghost that we are able to chase away?

The Wolf – an enormously big puppet form – was waiting continuously in the darkness. When he decided to appear, first his long legs with long claws were to be seen in a beam of light. He attacked Dag and the demon eager to kill and self-destruct. But it was not only the Wolf that visited Dag. There were also the ghosts of victims, who (as well as himself) were introduced as mannequins in „Ashes” – although in the first part of the performance the characters were presented as table puppets. The forms were so realistically prepared that at first it was not easy to recognize whether they were not real actors. The victims came out of the darkness and disappeared as quickly as thoughts or memories. Dag was sitting in an armchair (next to him a red canister with petrol) and looked closely at those phantoms. His look covered the whole audience. The story of „Ashes” was slowly developing into an understandable story.

The act of leading the main thread of narration was given to a writer. The same year he was born, there were a series of arsons. For his family, the fire became a tool to describe the observed reality – there was a barn once, somewhere else the was a house. We followed, how during his work he tries to understand his own memories, how he analyzed his own behavior, his chase towards destruction – planned failure during exams, alcoholism, lying to his beloved father. Finally, he started to act just as the arsonist by entering into his thoughts. It is clearly visible in the scene of the fight, when both of them are attached to each other and fight against each other on the floor. The writer loses the battle, and Dag takes control over him.

The performance of Plexus Polaire group is a technical masterpiece, there is no place for mistakes or imperfections. It is visible in all elements of the performance, in puppets and animation solutions. Mannequins became ghosts, memories coming out from the darkness. And table puppets – introduced in a very simple, but interesting way – were presented as characters from the novel. Between the stage and the audience, there hanged a transparent material, on which the texts – commentary was projected. The commentary plus individual sequences were a perfect solution to integrate intertwining plots – to settle a place of action, return to a previous situation or to introduce the next levels of narration.

„Ashes” is a performance that does not allow to forget about itself easily. Its universal dimension causes that we are not able to ward off questions, which keep coming back.
Aleksandra Sidor

Fot. Tobiasz Czołpiński

FESTIVAL TV: STUDENTS TALK 5

To już ostatni odcinek programu STUDENTS TALK! Dzisiejsze pytania to: Który festiwalowy spektakl podobał ci się najbardziej i dlaczego? Jaki jest twój ulubiony kawał? Oglądajcie i bawcie się dobrze! Do zobaczenia za dwa lata! // This is the last episode of the STUDENTS TALK program. Today questions are: Which festival performance was your favourite and why? What is your favourite joke? Watch and have a lot of fun! See you in two years!

PLEXUS POLAIRE AUXERRE

To już ostatni odcinek programu MASTERS TALK. Tym razem gośćmi są twórcy spektaklu “Popioły” z teatru Plexus Polaire w Auxerre. Oglądajcie i bawcie się dobrze! Do zobaczenia za dwa lata!

This is the last episode of the MASTERS TALK program. This time we guest the creators of the performance “Aches” from the Plexus Polaire Theatre in Auxerre. Watch and have a lot of fun! See you in two years!

 

DZIEŃ CZWARTY / FOURTH DAY

POZA MIASTEM
Pierwszym spektaklem zaprezentowanym czwartego dnia Festiwalu była koprodukcja Białostockiego Teatru Lalek z Wydziałem Sztuki Lalkarskiej. „Karmelek” w reżyserii Roksany Miner to propozycja dla najmłodszych widzów, ukazująca perypetie wiejskiego, rezolutnego pieska. Tytułowy bohater chce za wszelką cenę pomagać swoim opiekunom. Nie wie jednak jak. Rozmawia więc ze wszystkimi zwierzętami w gospodarstwie, a pogawędki te rozegrane są w zabawny sposób wokół ustawionego na środku sceny długiego, drewnianego płotu. Najpierw pojawia się Krowa, której głowa wystaje z jednej strony parkanu, a zad z drugiej. Potem apodyktyczna Kura, w której skrzydłach skryte były ręce animatora. Pojawiają się też inne zwierzęta: zarozumiała i puchata Owca czy wysoko stąpający po płocie Kogut. Każde z nich wykonane jest odmienną techniką, tak by jak najsprawniej ukazać cechy i charakter danej postaci. A Karmelek to bajka z morałem, bo wszystkie zwierzęta początkowo okazujące wobec pieska wyższość w finałowej scenie zostają skarcone przez gospodarzy, którzy widzą w Karmelku wiernego i oddanego przyjaciela. Spektakl dla najmłodszych był lekki i wdzięczny, dzięki czemu każdy z nas wyczekiwał z niecierpliwością następnego punktu w programie Festiwalu.

A była to „Historia Tomcia Palucha” zaprezentowana przez studentów z Kijowskiego Narodowego Uniwersytetu Teatru, Filmu i Telewizji im. I. K. Karpenko-Karowa. Akcja została osadzona w realiach starożytnej Germanii, a wszystkie lalki wykonano z drewna. W przypadku Tomcia i jego rodzeństwa były to małe, przypominające modele malarskie figurki (Tomciu był oczywiście najmniejszy), natomiast formy przedstawiające kanibali oraz rodziców były zbliżone do kanciastych masek z mocno wysuniętymi brodami i rozwichrzonymi włosami. Atutem spektaklu było pełne zaangażowania i radości podejście aktorów do opowiadanej historii. Widoczne to było chociażby w momentach, gdy w dowcipny sposób zwracali się do zebranej publiczności dokładnie tak, jak mieli to w zwyczaju robić wobec dzieci. Po spektaklu wychodziło się naładowanym energią i od razu pędziło na kolejny.

A drugim tego dnia pokazem z Ukrainy był spektakl „Vasylyna opowieść o matczynym błogosławieństwie” z Charkowskiego Państwowego Instytutu Sztuki im. I. P. Kotljarowskiego. W wypadku tego spektaklu odbiór utrudniała zadecydowanie bariera językowa, w związku z czym uwaga skupiała się bardziej na obrazach i wydarzeniach scenicznych. Studenci pełnymi garściami czerpali z rodzimego folkloru, co widoczne było we wszystkich elementach przedstawienia – zarówno w białych, haftowanych strojach, ozdobnych makatkach, muzyce ludowej, nie wspominając o samej bajce. Największe wrażenie robił sposób przedstawienia niektórych postaci, a w szczególności Baby Jagi. Pojawiała się ona z wielkim, wiklinowym koszem na głowie, w ręku trzymając berło. Te zakończone było trupio wyglądająco główką, i przetykane słomą oraz koralikami. Podobne motywy pojawiały się również u jej pomocnic. Ciekawym momentem spektaklu była scena w młynie rozegrana w sposób symboliczny. Obserwowaliśmy w niej pracująca kobietę, po bokach której stały dwie inne, kręcące korbkami od małych młynków. Ponad nimi zaś wirowały skrzydła wiatraka, sprawnie animowane przez czwartą osobę. Przy dobrym odbiorze wizualnym raziło, że studenci poszli na łatwiznę i zamiast śpiewać posłużyli się gotowymi nagraniami – to bardzo zaniżyło jakość teatralnego przekazu, a przecież w tak przejmującej muzyce, jaką jest muzyka ludowa, tkwi ogromny potencjał. „Vasylyna”… była poprawnym spektaklem, jednak zawiłość historii, której nie potrafiłam się domyślić spowodowała, że wyszłam z pokazu mocno zmieszana i pogubiona.
Aleksandra Sidor

MONSTER – NO MONSTER
Tęsknimy za tym, co odległe – do pradawnych baśni i ludowych historii. Nie można zatem dopuścić, aby słowiańskie potwory zniknęły w nowoczesności. Czwartego dnia festiwalu demony wyszły z ukrycia pokazując się nam w swojej najlepszej formie.

Kim jest diabeł? Podobno to swojska postać, która ma ludzki charakter i lubi popijać bimberek. Kooperacja Flug z Białegostoku zabrała nas do lasu, żeby pokazać nie tylko diabła, ale też inne demony, które czyhają na ludzi w mroku. „Puszczańskie opowieści” sięgnęły do tego, co mamy pod ręką, a o czym często zapominamy – po stare legendy i wierzenia. Natura sprzyja miłości i jest doskonałą inspiracją artystyczną, bo przedstawia to, czego była świadkiem. Las od zawsze żywił i chronił ludzi, a jego dzikość pobudzała wyobraźnię.

Na scenie, spowitej mgłą zaprezentowane zostało sekretne życie puszczy. Musical stał się dendrohorrorem. Przez cały spektakl wędrowaliśmy między wysokimi drzewami, słyszeliśmy odgłosy dzikich zwierząt, skrzypot runa pod naszymi stopami, niemalże czuliśmy zapach żywicy. Aktorzy udowodnili nam, że zło nie musi być takie straszne, jak nam się wydaje, bo z potworami da się zaprzyjaźnić. Dreszczowiec zmienił się w uroczą bajkę, której bohaterów się nie boimy. Śledziliśmy losy zakochanych młodzieńców, którzy spotykali się w ukryciu, poznaliśmy zalotną Judi oraz Peruna – słowiańskiego Bachusa – który w wieńcu z polnych kwiatów wpadł w demoniczny leśny szał. Nie wszystkie opowieści jednak dobrze się kończą. Okrutna rzeczywistość niszczy bajki tak jak postęp niszczy naturę. Puszcza została zamknięta papierowym kluczem i przestała być wspólnym domem.

Twórcy spektaklu bazowali na opowiadaniach spisanych przez Waldemara Sieradzkiego. Momentami teksty piosenek były trywialne i banalne, ale to nie o poezję tu chodziło. Dystans i zabawa formą stworzyły „leśne melodie”, których nie tylko przyjemnie się słuchało, ale które też pobudziły wspomnienia leśnych wędrówek, wieczornych spacerów i spotkań przy ognisku. To wszystko dzięki uzdolnionym artystom, którzy popisali się poczuciem humoru, pomysłowością, ale przede wszystkim zdolnościami multiinstrumentalnymi.

Jak to się stało, że pojawił się tajemniczy pan z Warszawy i zamknął puszczę papierowym kluczem? Ten smutny proces zobaczyliśmy w spektaklu „Kiedy wszystko było zielone”. Świat stworzony przez izraelski teatr The Key jest kruchy, bo cały zbudowany z papieru. Twórcy zarówno tematem, jak i wykonaniem scenografii, lalek i rekwizytów oddali hołd naturze, uświadamiając nam, że kiedy ją pielęgnujemy, to ona się nam odwdzięcza.

Przyroda to doskonały artysta, który tworzy nieustannie nowe widowiska przy pomocy roślin i zwierząt. Tak jest w rzeczywistości i tak też było w spektaklu, który opowiedział historię relacji chłopca z matką naturą. Na samym początku śledziliśmy dzieciństwo małej, papierowej lalki stolikowej. Czas beztroskiej zabawy jednak szybko minął i na scenę wkroczył już większy bohater, a razem z nim zmiana otoczenia. Spokojne odludzie stało się w tętniącym życiem miastem pełnym wysokich bloków i dymiących fabrycznych kominów. Nasz bohater wkraczając w dorosłość zaczął mierzyć się z nowymi problemami. W końcu zatracił się w prozie życia i przestał odwiedzać swojego przyjaciela z czasów dzieciństwa – drzewo. Po długim czasie, wrócił, ale już bardzo zmieniony. I kiedy czarny pan w kapeluszu zaproponował mu pieniądze, ten nie wahał się ani minuty i pozwolił ściąć drzewo. Zabójstwo dokonało się przy zgaszonym świetle.

Jako dzieci jesteśmy bliżej przyrody, bawimy się na dworze, koegzystujemy z naturą. Jako dorośli nie mamy czasu na chwile relaksu pod drzewem, zapominamy i nie szanujemy tego, co w przeszłości było dla nas całym światem. Przychodzi jednak czas refleksji. Pod koniec życia wracamy do dawnych wspomnień.

Do bardzo, bardzo dawnych ludowych wspomnień sięgnęli studenci trzeciego roku wydziału lalkarskiego w Białymstoku przedstawiając na scenie „Bestiariusz słowiański”. Nie taka bestia straszna, jak ją opisują. W mroku wszędzie czaić się może niebezpieczeństwo. Tego doświadczyły małe potworki. Nocą, kiedy wszyscy śpią, one się budzą. W powietrzu unosił się kurz, a na scenie szmaciane lalki ożywiane przez zakapturzonych aktorów pokazały, że pomimo wielkich zębów podobne są w zachowaniu do ludzi. Nadużywały alkoholu, były śmiertelne, bały się, tęskniły, potrzebowały towarzystwa. Lalki, z ludzkimi kończynami pokazały czym jest przyjaźń. W wyimaginowanym świecie wszystko mogło ożyć, nawet drogowskaz mógł być zagrożeniem, ale kiedy jest obok ktoś nam bliski, to nawet śmierć można przezwyciężyć. Bez słów, bez aktorskich popisów, lalki mogły stać na piedestale. Kolory ziemi przeniosły nas w zapomniany świat pełen tajemnic, który choć odległy, to rządzi się tymi samymi prawami, co ten nam doskonale znany.
Karolina Pawłoś

ŻADNA TECHNIKA IM NIE STRASZNA
Każdy zna film Tima Bartona „Sok z żuka”, a dzisiaj mieliśmy okazać zasmakować kolejny, tym razem tłoczony z owocu runa leśno-bagiennego w reżyserii Oleksandra Kovala. Spektakl „Sok z żurawiny” Wydziału Teatru i Animacji w Charkowie zabrał nas do krainy znanych i lubianych tekstów klasycznych luźno połączonych ze sobą w całość. Dzięki temu studenci przypomnieli nam, co to znaczy młodość i pasja, a co najważniejsze wiara w lalki, którymi opowiadamy historie.

W pokazie wykorzystano różne form i techniki animacji, które zasługują na szczególną uwagę. Dla przykładu: lalka Chuligan Truffaldino mogła swobodnie palić papierosa, co wywołało entuzjastyczna reakcję widowni, Esmeralda stworzona z rozciągliwych nitek pełna gracji tańczyła flamenco, zaś Nina Zarechnaya, którą była głowa sklepowego manekina, odzyskiwała zmysły po przyklejeniu jej ust i oczu. Aktorzy łączyli też swoją fizyczność z ruchem animantów, co dało poczucie autonomiczności lalek. Twórcy używając minimalistycznej scenografii nadali spektaklowi prostoty, w której wszystkie założenia były zrozumiałe pomimo językowej bariery.

WSPÓŁCZESNA PUŁAPKA
Metropolia – labirynt uliczek, wiaduktów, zaułków i ludzi tworzących swoim wyglądem i zachowaniem indywidualne historie. Dokładny obserwator w poszukiwaniu sensu działań może dojść do paranoi. Nathalia Khabarina i Vitali Novik w spektaklu „Dlaczego nie możemy latać?” pokazali nam skutki niedostosowania się do tej wielkiej machiny miasta.

Czy jesteśmy skazani tylko i wyłącznie na beton i szyby? Nasz protagonista pokazuje, że świat nie składa się tylko i wyłącznie ze skrzętnie zaplanowanej drogi z domu do pracy i z pracy do domu. Pan w szaliku, bo tak możemy nazwać introwertycznego obserwatora, poszukuje w ludziach mijanych na ulicy przyczyn ich zdenerwowania i irytacji. A kiedy już dopadnie swoją ofiarę na naszych oczach dokonuje się retrospekcja jej wspomnień z ostatnich kilku godzin. Zabieg ten (w przeciwieństwie do podróży głównego bohatera, ukazanej w technice teatru cieni), rozgrywany jest przez aktorów w formie pantomimicznych scenek. Kolejno obserwujemy więc przeszłość Klauna, Sekretarki, Pani Domu oraz Studenta. Każdego z osobna dręczy inny problem, z którym próbuje sobie poradzić.
Żeby jednak zbytnio nie zamęczać utrapieniami i hałasem, w przerwach pomiędzy etiudami zabierani byliśmy w podróż po całym świecie. Spokojne i bezludne miejsca ukazane zostały symbolicznie za pomocą wielobarwnych kreacji pustyni, dżungli czy świątyni hinduskiej. Ale po krótkim oddechu ponownie wracaliśmy do smogowego miasta zwęglonych od środka przechodniów. W końcu nasz niezgodny poszukiwacza od natłoku myśli i wrażeń doznaje paranoi. Starając się z nią walczyć ucieka do parku, gdzie przy pomocy zamiatacza ulic przechodzi metamorfozę i zamienia się w ptaka. W finale cień jaskółki porusza się po całym teatrze dając niesamowicie wizualny wydźwięk, którego clue zawarte jest w krótkim, puszczonym z offu wywiadzie z ludźmi mówiącymi, że mimo braku skrzydeł możemy latać… w teatrze. Tylko czy droga do puenty musi wieść przez tak zróżnicowane i niekoherentne formy?
Oliwer Witek

OUT OF TOWN
The first performance presented on the fourth day of the Festival was co-production of Bialystok Puppet Theatre and Puppet Theatre Art Department. “The Caramel” directed by Roksana Miner is a proposition for the youngest spectators, telling the story of a country-dog. The character wants to be helpful at all costs. But he does not know how to do it. He talks with all animals living on the farm. All those talks are played in a funny way around a wooden fence standing in the centre of the stage. As the first one, the Cow appears, whose head is visible on one side of the fence, and its buttocks on the other. And after that a bossy Hen appears. The animator’s hands are hidden in its wings. There are also other animals: big-headed, fluffy Sheep and a Cock, strolling on the fence. Each of them is created in a different technique in order to present the animal’s character and features.

And “The Caramel” is a story with a tag line. All animals showing their superiority towards the dog are scolded by the farmers, who see a devoted and faithful friend in Caramel. The performance for the younger audience was light and charming, and that is why each of us was looking forward to seeing the next presentation.

And it was “A story of Tom Thumb” from Kyiv National I. K. Karpenko-Karyi Theatre, Cinema and Television University. The action was set in ancient Germany, and all puppets were created out of wood. In case of Tom and his siblings, they looked like little models of panting figures (Tom was of course the smallest one), and the forms presenting cannibals and the parents were angular masks with strongly formed chins and uncombed hair. The strong part of the presentation was the energy and the engagement of the actors in the told story. It was visible in moments when they started to talk with the audience, just as if they really talked with children. After the performance we were filled with energy and ready for next presentations.

And the second presentation from Ukraine was the performance “Vasylyna Tale of mothers’ Blessing” from Kharkiv National I.P. Kotlyarevki University of Art. In this case, the language barrier was difficult to overcome, so the attention was focused more on images and happenings. The students were strongly inspired by their folklore tradition, which was visible in all elements of the performance – white, broidered costumes, decorative materials, folk music, not to mention the sole story. The biggest impression was made by the way of presentation of some characters of the story, especially Baba Yaga. It appeared with a huge, wickered basket on her head, and with scepter in her hand, which was ended with a small deadly head, and decorated with straw and beads. Similar visual motives were noticed in the puppets playing her helpers. The symbolic scene in windmill was a very interesting moment of the performance. We observed a woman working there, an on her sides there were few more ofhtem, working with little mills. Over them, the windmills wings were circling around, animated by the fourth person. The visual part of the performance was of very high quality. So, it is a shame that the students used ready-made music recordings – which deteriorated the quality of the whole presentation. There is a great potential in folk music. ”Vasylyna…” was a correct performance, however, the complexity of the story that I was not able to disclose caused that I left the performance with ambiguous feelings.
Aleksandra Sidor

MONSTER – NO MONSTER
We miss something that is far away – ancient tales and folk stories. So, we can’t let the Slavonic monsters disappear from our contemporary reality. On the fourth day of the festival, demons came to light and presented themselves in their best shape.

Who is the devil? It is said to be a folksy character with a human character, always eager to drink some traditional spirits. Flug Cooperation from Bialystok took us to the woods to show us not only the devil but also other demons that wait in the darkness. “Wilderness Tales” were inspired by what stays close to us, but what we seem to forget about – old legends and believes. The nature brings love and is a perfect artistic inspiration because it presents what it witnessed itself. The forest has always protected people, and its wilderness stimulated imagination.

On stage covered with mist, a secret life of the woods was presented. The musical became a kind of a dendro-horror. Through the whole performance we wandered among tall trees, we heard the sounds of wild animals, the sounds of the ground under our feet, we even felt the smell of resin. The actors proved that evil powers do not have to be so evil as we think and we can even befriend with them. A thriller turned into a charming tale, whose characters are easily tamed. We followed the story of lovers hiding their love from the world, we met Judi and Perun – Slavonic Bacchus – who was decorated with a wreath from meadow flowers but still flew into a forest rage. Not all stories ended well. The cruel reality destroys tales and progression destroys nature. The forest was closed with a paper key and ceased to be a common home.

The artists based on stories written by Waldemar Sieradzki. At times, the song texts were quite trivial and banal, but the poetry was not a key-point of the performance. Distance and play with form created “forest melodies”, which were good to hear and which evoked memories of own forest adventures and meetings by the fire. It is thanks to talented artists, who proved to have sense of humor and creativity, but most of all multi-instrumental talents.
How did it happen that a mysterious man from Warsaw came and locked the forest with a paper key? We could see this sad process in the performance “When all was green”. The world created by The Key Theatre from Israel is fragile – because it is all created from paper. The creators paid tribute to nature, both in the choice of theme and the materials to create performance. And they reminded us that when we look after the nature, it will pay us back.
The nature is a perfect artist, who continuously creates new performances with use of plants and animals. It happens in reality and it also happened in the performance that told us a story of a little boy and his relation with mother nature. At the beginning, we followed the childhood of a little paper table puppet. The time of careless play passed quickly and an older character entered the stage, and the change of surroundings began. A peaceful place became a developing city full of skyscrapers and smoking factory chimneys. Our character entered adulthood and started to face new problems. And finally, he lost himself in it and stopped to visit his childhood friend – a tree. After a long time he came back, but he was then changed. So, when a Black Man in a hat offered him money, he did not hesitate long and allowed to cut off the tree. The murder was done in darkness.

As children we were closer to nature, we played more outside, we co-existed with nature. As adults we do not have time to relax under the tree, we forget and do not respect the world, which was everything to us in the past. The reflection comes finally. At the end of our lives we turn back to old memories.

Students of the third year of our Academy reached for those very old, folk memories and presented “Slavonic Bestiary”. The monsters are not so scary as we think. And in the darkness, it can be dangerous. And little monsters experienced it. At night, when everybody sleeps they wake up. Dust was to be felt everywhere, and puppets on stage animated by covered actors showed that they actually resemble people in their behaviours. They drank alcohol, could easily die, they were afraid, they missed, the needed company. Puppets, with human limbs showed us what a real friendship is. In this unreal world, everything could be awoken – and even a road sign can be dangerous. But if we have somebody beside us, then even death is not so frightening. Without words, without extraordinary drama acting, puppets finally could present themselves. Earthly colours could finally transfer us to the forgotten world filled with mysteries ruled by different laws.
Karolina Pawłoś

THEY ARE NOT SCARED OF ANY TECHNIQUE
Each of us knows Tim Burton’s film “Beetle Juice”, and today we had the opportunity to taste another juice, this time of cranberry flavor directed by Oleksandr Koval. “Cranberry juice” performance created by Theatre and Animation Department from Kharkiv took us into the land of well-known and liked classical texts loosely linked with one another. In the presentation, the students reminded us what it means to be young and passionate, and what is even more important, what it means to believe in puppets.

Different forms and animation techniques were used in the presentation. For example: Truffaldino, a Hooligan puppet comfortably smoking a cigarette, which evoked an enthusiastic reaction of the audience, Esmeralda created out of flexible threads danced gracefully a flamenco dance, and Nina Zarechnaya shown with use of the mannequin’s head regained her senses after paper lips and eyes were once again attached to her face. The actors linked their physicality with the movement of animants, which caused the impression of puppets’ greater autonomy. The artists used a minimalistic scenography and created a pure performance, in which everything was clear despite the language barrier.

CONTEMPORARY TRAP
Metropolis – the labyrinth of streets, corners and people creating their individual stories by the way the look and behave. A precise observer can go crazy while searching sense and logic in all those actions. Nathalia Khabarina and Vitali Novik showed us in “Why can’t we fly” performance the effects of such lack of adjustment to a great machine of the city.

Do we have to be sentenced to concrete and glass? Our protagonist shows that the world is not only a fixed road from home to work. A man with a shawl – we can describe this introvert observer in this way – tries to find an answer why there is so much anger and irritation in the people he passes by. And when he catches his prey, a retrospection of his/her memories takes place in front of our eyes. These parts are played not in shadows, but in pantomime etudes. So we see the past of a Clown, Secretary, Housewife and a Student. Each of them is tormented by a different problem that he tries to deal with.

In order not to dive only in problems and chaos, we were taken into the journey all around the world during the breaks between etudes. Peaceful and deserted places were shown symbolically with use of colourful creations of the desert, jungle, or Hindu temple. And after a short breath, we again turned back to the city filled with chaos with its grey inhabitants. Finally, our observer goes insane overwhelmed by thoughts and impressions. In order to fight against it, he runs away to the park, where with help of a street sweeper he undergoes a metamorphosis and changes into a bird. In the finale, the shadow of a swallow flies throughout the whole theatre and in that way creates an amazing visual effect. And the clue is encapsulated into a short interview. We hear that although we do not have wings, we can fly…in theatre. The sole questions is: does to road to this point has to lead through such different and incoherent forms?
Oliwer Witek

 

Fot. Tobiasz Czołpiński

FESTIVAL TV: STUDENTS TALK 4

Oto kolejny odcinek STUDENTS TALK!
Dzisiejsze pytania to:
//Co każdy lalkarz powinien mieć w torbie?
//Czy jadłeś już naszą specjalność, babkę ziemniaczaną, a jeśli nie to jak ją sobie wyobrażasz?

Here is a new episode od STUDENTS TALK program.
Today questions are:
//What should every puppeteer have in his bag?
//Have you already eaten our speciality, “grandma potato”, and if not how you imagine it?

THE KEY THEATRE, ISRAEL

Oto kolejny odcinek programu festiwalowego MASTERS TALK. Tym razem gośćmi są twórcy spektaklu Kiedy wszystko było zielone z The Key Theatre w Tel Awiwie. Oglądajcie i bawcie się dobrze! #LNL18

Here’s the next episode of the MASTERS TALK program. This time we guest the creators of the performance When All Was Green from the Key Theatre in Tel-Aviv. Watch and have a lot of fun! #PNP18

DZIEŃ TRZECI / THIRD DAY…

Z MORAŁEM, ALE WSPÓŁCZEŚNIE

Teatr, który poucza, daje dobre rady i sprowadza widzów na dobrą drogę jest znany od dawna. Czy jednak jest w stanie wzbudzić emocje we współczesnych widzach? Odpowiedzią na to pytanie mogą być prezentacje ze środowego poranka.

Wzmacniając więzi to propozycja studentów z Łotewskiej Akademii Kultury, inspirowana opowiadaniem „Riču raču” Eriska Adamsonsa. Łotysze zaprezentowali prostą historię opartą przede wszystkim na relacjach syna i ojca. A właściwie na braku tych relacji… Wiecznie zapracowany tata nie znajdował czasu na zabawy z dzieckiem, które nieudolnie próbowało zwrócić na siebie uwagę. Zbieg okoliczności i magiczne moce kostki do gry sprawiły, że bohaterowie przenieśli się do wirtualnego świata Ludo. By wydostać się z niego musieli wykonać kilka misji – od przygód w dżungli i ucieczki przed stadem goryli, przez podwodne przygody i łowienie ryb, po przezwyciężenie współczesnych pokus, jak choćby pęd za pieniądzem. Każdy kolejny „lewel” zbliżał bohaterów, udowadniał im samym, jak ważni są dla siebie. Ostatecznie obaj zgodnie stwierdzili, że najważniejsza jest rodzina. Po powrocie do rzeczywistości postanowili rozegrać przerwaną partię w planszówkę. Niestety, zaczarowana kostka do gry ponownie przeniosła ich do wirtualnego świata.

Wykorzystane w spektaklu tintamareski bardzo dobrze sprawdziły się w konwencji gry komputerowej. Dzięki temu typowi lalek, bohaterowie posiadali pełną mimikę, a lalkowe ciała zdolne były latać, zatrzymywać się w powietrzu, czy wykonywać akrobatyczne ewolucje. LEDowe światła zamontowane w specjalnie skonstruowanym ekranie oraz fragmenty pleksi, w których mogła przejrzeć się widownia, sprawiły, że oglądając łotewski spektakl miało się nieodparte wrażenie, że to my jesteśmy graczami. Należy tylko wierzyć, że nikomu z widowni nigdy nie przyjdzie zmierzyć się z zadaniami stawianymi przez świat Ludo.

Kolejna propozycja, w której twórcy chcieli zostawić nas z konkretną radą jest spektakl „Przebiegły lis” z Kijowskiego Narodowego Uniwersytetu Teatru Filmu i Telewizji. Trójka studentów zabrała nas w podróż do lat dziecięcych, przypominając znaną historię o chytrym lisku i łatwowiernym króliczku. Jednak, z biegiem akcji okazywało się, że to wcale nie rudy spryciarz jest większym łobuzem, ale właśnie niepozorny szarak, który był w stanie przewidzieć każdy z lisich podstępów, a także wejść w spółkę z niedźwiedziem. Połączenie wrodzonego uroku królika oraz sił króla lasu skutkowało licznymi zabawnymi przygodami
i w ostatecznym efekcie przechytrzeniem lisa – jak to zresztą w takich opowieściach bywa.

Artyści wykorzystali w spektaklu jeden z klasycznych gatunków teatru lalek – pacynki.  I poradzili sobie z nim po mistrzowsku. Mimo, iż większość akcji rozgrywana była w klasycznym układzie, czyli nad parawanem (stworzonym z poszewki na kołdrę), od czego już odwykliśmy, widzowie chętnie i wielką radością weszli w stworzony przez aktorów świat.

Oba spektakle udowadniają, że mimo upływu lat pewne motywy i teatralne rozwiązania wciąż potrafią cieszyć. Prostota w treści i w rozwiązaniach scenograficznych znajduje swoich wielbicieli nawet w XXI w., natomiast morały w nich zawarte wcale nie tracą na aktualności.

Karolina Dąbrowska

WARSZTAT = TECHNIKA I WSZECHSTRONNOŚĆ

Jestem tu Ja, jesteście tu Wy, są tu oni, tu jesteśmy. Aktor, jako twórca rzeczywistości scenicznej. Właśnie tego doświadczyłem oglądając spektakl „Tu Jesteśmy” w reżyserii studentów pierwszego roku wydziału aktorskiego oraz reżyserii Uniwersytetu Teatru i Sztuki Filmowej w Budapeszcie. Dzięki kooperacji obu wydziałów studenci mogli się nauczyć nie tylko warsztatu, ale i współpracy, która w przypadku reżyser-aktora jest jedną z najważniejszych relacji w teatrze. Wizja spektaklu była laboratoryjna. Studenci pokazali umiejętne opanowanie pracy ciałem, kreatywność, poczucie humoru, ale co najważniejsze byli spójna grupą, co przejawiało się w płynności wykonywanych działań.

Spektakl można podzielić na dwie cześć. Etap grupowy i etap indywidualny. Pierwszy z nich składał się etiudy pokazanej z perspektywy widza oraz „od kuchni”. Studenci wykorzystali zwyczajne kartony do stworzenia potężnych, papierowych animowanych postaci, które ze sobą walczą za pomocą pistoletów a następnie rozczłonkowują, przybierając różnego rodzaju nieokreślone figury lub linie. Tutaj wszystko prezentowane było dokładnie i rzeczowo. Kulminacyjnym momentem tej etiudy było odtworzenia działań Toma Crusa z „Mission Impossible” – niepokonany bohater rozprawiał się z chmarą wrogów, oczywiście wychodząc z opresyjnej sytuacji bez najmniejszego draśnięcia. Cześć „od kuchni” była humorystycznym mrugnięciem oka do widza oraz pokazywała że najlepiej pracuję się poprzez zabawę. Zagrano bowiem tę samą etiudę, tylko w tym wypadku scena odwróciła się o 180 stopni, a my mogliśmy dostrzec jak poszczególne osoby wycinają kartonowe pistolet i działają, aby potem wszystko odbyło się perfekcyjnie. Całość zakończył wspólny, entuzjastyczny taniec.

Etap indywidualny składał się z poszczególnych, najczęściej jednoosobowych etiud, w których wykorzystywano najprostsze przedmioty codziennego użytku, takie jak śmietnik, kubek, garnek. Przedmioty, sprawnie animowane przez młodych aktorów, ukazywały różne stany emocjonalne – od tęsknoty i rozczarowania, aż po entuzjazm i miłość. Posiłkowano się również mimiką twarzy, która w etiudach sprawnie współgrała z muzyką.

Natomiast studenci czwartego roku Państwowego Instytutu Teatralnego w Jarosławiu z Rosji udowodnili, że wystarczą 4 lata, aby nabyć szereg zdolności, które śmiało można zaliczyć do niebanalnych. W półtoragodzinnym spektaklu pod tytułem „Warsztatowo” przedstawili kilkanaście niełączących się ze sobą etiud, które w moim odczuciu były zbiorem egzaminów sesyjnych na przestrzeni wszystkich lat nauki. A różnorodne i zabawne mikropokazy łączyła postać profesora rodem z Muppetów.

Pierwsza scena ukazała nam odmienną od normy perspektywę tańczących nóg. W dalszej części pół kurtyna unosiło się do góry, by stworzyć przestrzeń do grupowych i pojedynczych tańców rąk. Następnie pokazano różnego rodzaju etiudy prezentujące warsztat aktorski: taniec, zdolności cyrkowe, szermierkę, technikę ruchu scenicznego, śpiew, pantomimę. Na największą uwagę zasługują jednak prezentacje z lalkami. Scena teatru czarnego tła, połączona z elementami pantomimy zaprowadził nas w tajemniczą i pełną wrażeń krainę snów. Tworzyły ją lewitujące wokół głównego bohatera elementy, które formowały się w rozpoznawalne postać (m.in. flaminga, czy słonia). Tintamareska Marilyn Monroe połączyła w sobie umiejętność śpiewu z animowaniem lalki. Zaprezentowana została także kultura rosyjska przy pomocy jawajek, które tańczyły we wspólnej choreografii do ludowej muzyki. Każda ze scen posiadała bardzo wyraźny do usłyszenia puls. Finał zakończył się klamrową sceną z wykorzystaniem pół kurtyny, która oddzieliła postacie od aktorów. Ci, zadowoleni i pełni młodzieńczej pasji, pokłonili się widowni.

Oliwer Witek

POPKULTURA – HOT OR NOT

Trzeciego dnia Festiwalu w sekcji szkół lalkarskich mogliśmy oglądać spektakle z Akademii Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego w Krakowie, filii we Wrocławiu oraz Łotewskiej Akademii Kultury. Zarówno w „Open the dor, man!” jak i w „Hrabi Monte Christo w 30 minut” twórcy wyraźnie inspirują się popkulturą, przekładając ją na lalki oraz fragmenty muzyczne.

Na całość „Open the dor, man!” składało się kilka indywidualnych etiud, a każda z nich bazowała na innym, losowo wybranym fragmencie literackim. To połączenie ze sobą kompletnie rozbieżnych scen wywołało jednak poczucie przytłoczenia i tracenia uwagi u widza. Studenci zaczynają mocnym wejściem. W tle słyszymy zapętlony głos Jana Dormana (bo spektakl to ukłon w stronę mistrza i jego poszukiwań w przestrzeni happeningu oraz performansu). Nagle rozległ się odgłos dobijania do drzwi, a na horyzoncie pojawiły się niebieskie litery układające się w napis OPEN THE DOR, MAN! Już po chwili animowana zostaje lateksowa lalka z sex-shopu. Jest kochanką transseksualnego mężczyzny, a ich relacja opiera się na agresji i wzajemnej fascynacji. Następna scena rozpoczęła się od przypadkowego wylądowania postaci w wodzie podczas skoku ze spadochronu. W tle – soundtrack z „Mission Imppossible” (kolejny raz w spektaklach tego dnia!). Ken, będący męskim odpowiednikiem słynnej Barbie, pluskał się w akwarium w takt kiczowatej, elektronicznej muzyki. I nagle pojawił się wątek uchodźców. Z tyłu został wyświetlony fragment materiału dla dziennika informacyjnego, a na nim, tłumy zmierzających do Europy. Większość z nich straci wkrótce życie, ale słyszymy roztargnione słowa pilotki, że „nikt tej nocy nie zginął, oprócz jednej dziewczyny”. Szkoda, że zarysowana sytuacja w tym przypadku nie jest przejmująca, ponieważ temat, tak zresztą ważny, nie został rozbudowany, a ledwo napomknięty. Już za chwilę, w miejsce poprzedniego nagrania, zostaje wyświetlona animacja z czarno-białymi, ruchomymi paskami i całującą się parą. A gdyby komuś było mało, to mamy też sceny z gospodynią domową wystylizowaną na pinup-girl lub z Chudym z „Toy Story”, oceniającym charakter kobiety na podstawie ułożenia jej nóg, gdy siedzi.

Pomysł wykorzystania lalek wielokrotnie przetworzonych przez kulturę masową ma ogromny potencjał, lecz ten zabieg umyka uwadze właśnie przez nagromadzenie dużej ilości kompletnie niewspółgrających ze sobą wątków.

Łotewscy studenci z kolei podjęli się przełożenia na scenę ponad 1000-stronnicowej powieści Aleksandry Dumasa – „Hrabiego Monte Christo”. Licznik na dole cały czas odmierzał czas, a tego, na tak obszerną akcję, było naprawdę mało. Często musiała się ona rozgrywać symultanicznie, nie powodując przy tym chaosu. Dyscyplina czasowa skutkowała dyscypliną we wprowadzaniu kolejnych wydarzeń, a te były prowadzone z lekkością i dowcipem. Do tego przyczyniło się umiejętne animowanie stolikówek jak i lalek znanych nam z witryn sklepowych – Barbie i noworodków.  Ich sposób ożywiania często przypominał ten, gdy bawi się nimi kilkuletnie dziecko, ale w połączeniu z muzyką nadawało to postaciom wyraźnej groteskowości i komiczności. I tak: w trakcie sceny ślubu usłyszeliśmy wymęczone przez radio i imprezy karaoke „My heart will go on”; podczas jednej z imprez lampki świąteczne odbijają się od twarzy Barbie tak jak lasery na imprezach klubowych, a w tle przewija się kojarzony przez wszystkich utwór techno; z kolei gdy Hrabia spotkał na swej drodze węże, które zwinnymi ruchami przybliżały się do swej ofiary, pojawiło się Toxic Britney Spears. Posługiwanie się nieustannie muzyką popularną spowodowało, że natychmiast mieliśmy nakreśloną atmosferę sceny, gdyż w ciągu 30 minut nie ma czasu na subtelności i rozbudowywanie każdego z wątków.

Umiejętne wykorzystanie elementów z kultury masowej przyczyniło się do tego, że spektakl stał się bardzo spójny, a co najważniejsze – atrakcyjny dla widza.

Aleksandra Sidor

PROSTE – CZYSTE – PIĘKNE

Dwójka aktorów, kobieta i mężczyzna, sceny kameralne, oszczędność w scenografii, brak słów, prosty temat – to łączy dwa ostatnie spektakle, które mogliśmy obejrzeć trzeciego dnia festiwalu. Nie trzeba dużo, żeby zachwycić i wzruszyć. Mniej znaczy więcej.

Świat może się składać ze stołu, dwóch krzeseł i starych okiennych framug. W pokazie warsztatowym „Cienie w południe” przestrzeń nie tylko została w taki sposób zbudowana, ale też wielokrotnie zdekonstruowana. Czarne tło, biała, drewniana konstrukcja i dwójka szarych ludzi (typowych everymanów) to aż nadto, aby stworzyć liryczną opowieść o relacji kobiety i mężczyzny. Choć bohaterowie zdawali się nawzajem nie widzieć, to ich skupienie sprawiało wrażenie, że czują swoją obecność. Podczas niespełna trzydziestominutowego pokazu w małej, intymnej atmosferze, byliśmy świadkami codziennych obowiązków, takich jak gotowanie, czy szykowanie się do wyjścia. Po kilku sekwencjach ruchowych z przedmiotami, doszło w końcu do spotkania bohaterów. Nie była to jednak oczywista sytuacja, gdyż odbywała się przez blat stołu za pomocą rytmu wybijanego palcami. Kobieta i mężczyzna postanowili siebie odnaleźć. Podczas szukania, przestrzeń zmieniła się w tor przeszkód, w którym aktorzy błądzili niczym w labiryncie. Ich motywacja okazała się niewystarczająca do tego, aby mogli się dostrzec w miejscu, w którym nie ma gdzie się schować. W końcu usiedli przy stole, ale dalej siebie nie widzieli. Dzieliło ich tak niewiele, a jednak zbyt dużo.

Studentka z Wydziału Sztuki Lalkarskiej w Białymstoku i jej łotewski partner nie opowiedzieli spójnej, linearnej historii. Dali nam dużo więcej – możliwość ułożenia sobie w głowach historii relacji dwójki bohaterów. Stało się tak dzięki skromności środków wyrazu – scenografii, kostiumów – oraz prostocie tematu. Na duże uznanie zasługuje dopracowanie i czystość w ruchu, który stworzył na scenie pewnego rodzaju taniec dwójki samotnych ludzi.

Relacje – to temat, z którym wyszliśmy z pokazu granego w AT, i którego kontynuację zobaczyliśmy w spektaklu „Żyrafa” ateńskiego teatru lalek Hop Signor. Po raz kolejny weszliśmy w minimalistyczną przestrzeń składającą się z reflektorów i nakrytego niebieskim materiałem stołu. Dwójka aktorów stała się rodzicami małej lalki stolikowej. Czułość, z jaką obchodzili się z chłopcem zrobionym z drewna i papier-mâché podobna jest do pozycji rodzica, który kształtuje świat małemu dziecku, uczy je chodzić i poznawać rzeczywistość, a także stawia mu granice. Lalka na naszych oczach ożyła. Jej płynne ruchy, dopracowane w najmniejszych szczegółach sprawiły, że publiczność entuzjastycznie reagowała na sytuacje, które zdarzały się małemu bohaterowi.

Rodzice uczyli też chłopca wartości pieniądza. Dali mu skarbonkę w kształcie żyrafy i gestycznie pokazali, że za zaoszczędzone pieniądze w przyszłości będzie mógł kupić sobie upatrzony samolot. Dążenie do marzeń okazuje się ważniejsze niż samo spełnienie. Żyrafa z narzędzia konsumpcjonizmu stała się przyjacielem, droższym od kosztownego bibelotu. Lalka przejęła kontrolę nad przestrzenią i sama stała się animatorem. Z miski stworzyła łódkę, z łyżki wiosło i razem ze swoim zwierzęcym kompanem wyruszyła w morską podróż. Daleko od domu, zwróciła przyjacielowi wolność. Żyrafa w nowym miejscu stała się po raz kolejny towarzyszem, który spełnia życzenia. To dzięki niej stary skąpiec mógł poczuć się jak ptak i wznieść się ponad swoje ograniczenia.

Okazuje się, że proste historie są najpiękniejsze. Wymyślne plastyczne zabiegi często mają za zadanie przysłonić płytkość opowieści. Zarówno spektakl młodych studentów jak i doświadczonych greckich artystów nie musiał nic ukrywać i pokazał, że ważna jest wyobraźnia, dopracowanie i czystość detalu.

Karolina Pawłoś

 

EDUCATIVE, BUT MODERN

Theatre that educates, gives good advice and brings spectators to the right track has been known for ages. Is it however able to evoke emotions in contemporary spectators? The presentations from this morning can answer this question.

“Strengthening bonds” is a proposition of the students from Latvian Academy of Culture, inspired by the story Riču raču written by Erisk Adamsons. Latvians presented a simple story based mostly on a relationship between a father and a son. Or its lack…

The busy father did not find time to play with his son, who clumsily tried to catch his attention. A coincidence and magical powers of the dice caused that the characters were transferred into a virtual world called Ludo. In order to get out, they had to finish a few missions – from the adventures in a jungle and a runaway from a herd of gorillas through underwater adventures and fishing time up to overcoming contemporary temptations, like the act of chasing for money. Each consecutive “level” made the characters closer and proved how important they are for each other. Finally, both of them agreed that family is more important than anything else. After the return to reality, they decided to play the aborted game one more time. Unfortunately, a magic dice once again transferred them into the virtual world.

Tintamerresques used in a performance worked perfectly in a convention of a computer game. Thanks to this type of puppets, the characters still used their own mimics, and their puppet-like bodies were able to fly, stop in the air or do acrobatic evolutions. LED light installed in a specially constructed screen and plexi fragments, in which the spectators could see themselves caused that while watching the Latvian performance we had the impression that it is us that play the game. One should only believe that none of us will ever face the tasks given in Ludo world.

The next proposition, in which the artists wanted to leave us with a concrete advice is a performance “A Tricky Fox” from Kyiv National I. K. Karpenko-Kary Theatre, Cinema and Television University. Three students took us into a journey to childhood by refreshing the story of a tricky fox and naïve rabbit. However, with time it turned out that it is not a red trickster who is a greater rowdy, but actually a tiny greyish bunny, who was able to foresee each trick prepared by the fox. And he even made a deal with a bear. The marriage of an ingrained charm of a bunny and strength of the king of the woods resulted in numerous funny adventures that led to outfox a fox – as it happens in such stories.

The artists used one of the most classical puppet techniques – hand puppets. And they  turned out to be masters in this technique. Despite the fact that most action was organized in a classical way, that is over the screen (created out of pillowcase) that we are not used to nowadays, the spectators eagerly and with great joy entered  the world created by actors.

Both performances prove that despite the flow of years, certain motives and theatrical solutions can still fascinate. Simplicity in content and scenographical solutions find their lovers even in the XXI century, and educational aspects that are ingrained in the stories are still up-to-date.

Karolina Dąbrowska

SKILLS = TECHNIQUE AND VERSATILITY

I am here, You are here, they are here, we are here. The actor as the creator of stage reality. I have just experienced it while watching the performance “Here we stand” directed by first year students from the University of Theatre and Film in Budapest (acting and directing specialization). Thanks to cooperation of those two specializations, the students were able to achieve skills but also try the teamwork, which in case of directors and actors is one of the most important things in theatre. It was a kind of a laboratory. The students presented their abilities while working with their bodies, their creativity, sense of humor, but most of all worked as a team, which was visible in the fluency of the presentation.

The performance can be divided into two parts. Group work and individual work. The first one was the group etude shown from two perspectives – the spectator’s and actor’s perspective. They used cartoon paper to create huge characters who fight against each other with guns. And the actions resembling the ones of Tom Cruise from Mission Impossible created the climax of that part – invincible character defeated the enemies, without any harm on his side. The ‘from the inside’ part was treated with a pinch of salt  and proved that one works best when one has fun. The same etude was played with only one change. The stage turned 180 degrees and we were able to notice how particular students prepare next movements to make it look perfect. The whole etude ended with a joint enthusiastic dance.

Individual part consisted of series of etudes, mostly with one person involved, in which every-day objects were used, such as a bin, a cup, a pot. The objects, animated by young actors, presented different emotional states – missing, disappointment, enthusiasm and love. The students worked also on their mimics, which worked in accordance to music.

On the other hand, the students of the fourth year of National State Theatre Institute from Novosibirsk proved that four years are enough to learn the skills, which can surely by called unique. In their presentation lasting over an hour and entitled “Inside the Workshop” they presented more than a dozen of independent etudes, which in my opinion were a kind of a mixture of exam presentations from four years of their studies. These diverse and funny micro-shows were linked with a character of a professor looking just like one of the famous Muppets.

The first etude presented an unusual perspective of dancing legs. And then the curtain went up to give space for the group and individual dances of hands. Next, there were different etudes presenting performing skills: dance, acrobatics, fencing, stage movement technique, singing, pantomime. But the scenes with puppets deserve most attention. Black theatre etude linked with element of pantomime led us into a mysterious land of dreams created by elements floating around the main character, which formed into recognizable shapes (e.g. flaming, elephant). Marylin Monroe’s tintamerresque show linked the skills of singing and puppet animation. An inspiration of Russian tradition was visible in the etude with rod puppets, which danced in a joint choreography accompanied by folk music. Each scene possessed its own pulse. The final scene used a curtain that separated the actors from the characters. And the satisfied students bowed to the audience, filled with passion and contentment.

Oliwer Witek

POPCULTURE – HOT OR NOT

On the third day of the Puppetry Schools Festival we could see performances from the AST National Academy of Theatre Arts, Puppetry Department in Wroclaw and the Latvian Academy of Culture. It is clear that in both performances “Open the dor, man!” and “Count Monte Christo in 30 minutes”, the artists are clearly inspired by pop culture, transferring it into puppetry art and linking it with music.

“Open the dor, man!” consisted of few individual etudes, and each of them based on a different, randomly chosen, literary fragment. However, the mixture of completely contradictory scenes evoked the feeling of overwhelming and resulted in spectators’ distraction. The students started with a powerful entrance. We heard a looped voice of Jan Dorman (while the performance is a bow towards the master and his search in the space of happening and performing art). Suddenly, we heard a knock on the door changing into an inscription OPEN THE DOR, MAN! And after a while we saw a latex puppet straight from the sex-shop. She turned out to be the lover of a transsexual man, and their relation was based on aggression and mutual fascination. The next scene began with an accidental parachute jump of a character into the water. In the background – we hear the soundtrack from Mission Impossible (one more time today!) Ken, being a male equivalent of a famous Barbi toy swam in the waters of the aquarium to the rhythm of kitsch, electronic music. And suddenly, the plot of refugees appears. In the background, we could see the fragments of TV material presenting  hordes of people heading for Europe. The majority of them will die soon, but we hear the pilot’s words that “nobody died this night, except for one girl”. It is a shame that the outline situation is not deeply moving, but the theme was not deeply analyzed but rather merely mentioned. In a moment, in the place of the previous recording, black&white animation was shown with movable stripes and a kissing couple. And if someone wanted more, there was also a scene with a house lady looking just like pinup girls or with Tiny from Toy Story, estimating a character of a woman basing on her legs when she sits.

The idea to use puppets numerously processed by mass culture has a great potential, but this time it has not worked as it should mainly because of the accumulation of huge number of completely different plots that do not match one another.

Latvian students, in turn, tried to present an over 1000-page long novel of Alexandre Dumas – Count Monte Christo. The clock down counted the time and it was too short to tell such a story till the end of it. Often, it had to be played simultaneously, not causing chaos at the same time. The time discipline resulted in discipline while introducing consecutive events, and these were introduced in a light and funny way. It was surely due to a skillful animation of table puppets as well as toys we know from shops – Barbie and baby toys. Studemts’ way to give life to them resembled the one of children playing with toys, but linked with music it gave the puppets animation another dimension, comism and grotesque. And so: during the marriage scene we heard “My heart will go on” piece, heard thousand times in the radio and sung thousand times during karaoke parties; during one of the parties, Christmas lights reflected Barbi’s face just like lasers in club parties, and in the background we heard easily recognizable techno music; and when the Count met snakes on his way, which skillfully approached to their prey, we heard “Toxic” sung by Britney Spears.

The use of popular music resulted in the instant creation of the atmosphere of each scene. During 30 minutes, there is no time for subtleties.

The skillful use of music from mass culture made the performance coherent, and what is most important – very attractive for the spectator.

Aleksandra Sidor

SIMPLE-PURE-BEAUTIFUL

Two actors, a man and a woman, studio scenes, modesty of scenography, lack of words, simple theme – these are the links between two last performances, which we could watch on the third day of our festival. There is no need to have much in order to amaze and move. Less means more.

The world can consist of a table, two chairs and old window frames. In the workshop presentation “Shadows at noon”, the space was not only constructed in this way, but it was also deconstructed numerous times. Black background, white, wooden construction and two grey people (typical everymen) is even too much in order to create a lyrical story about the relation between a man and a woman. Although the characters seemed not to notice each other, their focus caused that they somehow sensed their presence. During less than 30 minutes of an enclosed, intimate atmosphere, we became witnesses of every-day duties, such as cooking, or preparing to go out. After a few sequences with objects, the meeting of the characters finally happened. However, it was not an obvious situation because it happened through the table in the form of rhythmical tapping of their fingers. A man and a woman decided to find themselves. During this search, the space changed into an obstacle course, in which the actors wander  as in a kind of a labyrinth. Their motivation turned out to be insufficient in order for them to see each other in the place, where there is no place to hide. Finally, they sat at the table, but still not seeing each other. They were separated by almost nothing, but it was still too much.

A student of Puppetry Theatre Art Department in Bialystok and her Latvian partner did not tell a coherent, linear story. They gave us much more – the possibility to think through the story of those two people in our own heads. It happened thanks to the modesty of used means of expression – scenography, costumes – and the simplicity of the theme. The perfection and clarity of movement should be appreciated. It created a kind of a dance of those two lonely people on stage.

Relations – this is a theme, with which we left the presentation presented in Theatre Academy, and which continuation we saw in the performance “Giraffe” from the Hop Signor Theatre from Athens. One more time, we entered a minimalistic space consisting of lights and a table covered with blue material. Two actors became parents to a little table puppet. The tenderness, with which they treated a boy made out of wood and papier-mâché is similar to the one of the parent, who shapes the world of a child, teaches how to walk and explore reality and also makes boundaries. A puppet started to live in front of our eyes. Its fluent movements, worked out in the smallest detail caused that the audience enthusiastically reacted at the happenings on stage.

Parents also taught the child the worth of money. They gave him a moneybox in a shape of a giraffe and showed him that he will be able to buy himself a plane in the future if he saved money. And aiming at one’s dreams turned out to be more important than the sole accomplishment. The giraffe ceased to be only a tool of consumptionism, but became a friend, more precious than a worthy object. A puppet took the control over the space and became an animator itself. It created a boat out of bowl, a paddle out of a spoon and accompanied by his own animal friend set off for a sea journey. Far away from home, he returned the giraffe her freedom. In a new place, the giraffe became once again a companion that fulfill dreams. Thanks to the giraffe an old greed was able to feel like o bird and to fly above his own constraints.

It turned out that simple stories are the most beautiful ones. Complicated visual scenographies often cover the shallowness of the story itself. The performance of young students as well as experienced Greek artists did not have to hide anything and proved how important imagination, precision and clarity of detail are.

Karolina Pawłoś

Fot. Tobiasz Czołpiński

FESTIVAL TV: STUDENTS TALK 3

Oto kolejny odcinek programu STUDENTS TALK!!! Dzisiejsze pytania to: Jak wygląda twoja praca nad rolą?, Gdybyś mógł wybierać, to jakim typem lalki chciałbyś być i dlaczego?
Here is a new episode of STUDENTS TALK program!!! Today questions are: What does your work on a role look like? If you could choose, what type of puppet you would like to be and why?

HOP SIGNOR PUPPET THEATRE

Oto kolejny odcinek programu MASTERS TALK. Tym razem gośćmi są twórcy spektaklu zatytułowanego Żyrafa z teatru lalek Hop Signor w Atenach. Bawcie się dobrze! / Here’s the next episode of the MASTERS TALK program. This time we guest the creators of the performance entitled Giraffe from the Hop Signor Puppet Theatre in Athens. Have fun!